sobota, 27 kwietnia 2013

Sasuke x Naruto + Hinata x Naruto ;___; - Naruto Shippuuden

Dwójka nastolatków siedziała w lesie. Wokół nich panował mrok. Jedynymi punktami dzięki którym mogli się poczuć bezpiecznie była druga osoba, oraz rozpalone przed nimi ognisko. Milczeli już od dłuższego czasu, a gdy słyszeli lekki szelest przysuwali się do siebie coraz bliżej. Początkowo byli po przeciwnych stronach ogniska, ale skończyli siedząc obok siebie.
-Naruto-kun... jak myślisz kiedy Kakashi-san wróci? -spytała zaniepokojona granatowo-włosa dziewczyna.
-Nie wiem, ale mam nadzieję, że niedługo.
Coś przed nimi zaszeleściło. W ułamku sekundy przed nimi znalazła się mała, ciemna postać lecąca prosto na nich. Chłopak chwycił dziewczynę, i rzucił się z nią na ziemię. Oboje obejrzeli się na miejsce, gdzie wylądowało to coś. Okazało się, że to była tylko niegroźna wiewiórka mająca ochotę na ich jedzenie. Para odetchnęła z ulgą, do czasu aż zobaczyli w jakiej pozycji się znajdują. Ona przyparta do ziemi, a on nad nią. Patrzyli sobie w oczy jeszcze przez jakiś czas, a dziewczyna z każdą sekundą robiła się coraz bardziej czerwona. Naruto widząc to odskoczył jak najdalej, i zaczął się energicznie śmiać.
-Hahaha... nieźle nas zaskoczyła ta wiewiórka co nie? - mówiąc to zerkał na nią.
-Na-naruto-kun... chciałam ci to powiedzieć od dawna.
-Co jest Hinata?
-Ko-kocham cie.
Zapanowała niezręczna cisza. Twarz blondyna najpierw wyrażała wielki szok, a potem powagę. Widać było, że zastanawiał się jak odpowiedzieć dziewczynie. Przybliżał się do niej powoli, a ona nerwowo obracała głowę. W końcu gdy obróciła się w jego stronę, to on był już na tyle blisko, że udało mu się ją pocałować. Całowali się tak przez dłuższy czas.....


Co to był za sen? Nie rozumiem czemu przyśniła mi się Hinata i Naruto.... to nie miało sensu, bo oni do siebie nie pasowali...już prędzej Sakura... chociaż nie. Naruto nie pasuje do żadnej z dziewczyn. Jak o tym pomyślę to on pasuje tylko do mnie.... Boże! O czym ja myślę?! Ja i Naruto?! O nie, nie, nie.  A co jeśli on już z kimś jest? W sumie to mnie nie dotyczy, ale... nie. On ma myśleć tylko o mnie. Kurwa! A jeśli jest z Hinatą? Nie podoba mi się to. Mimo, że wkurza mnie ten młotek,  to i tak jest dla mnie ważny.... Co ja wygaduję? Chyba muszę wziąć zimny prysznic.

Godzinę później.

-Sasuke-kun... byłam na mieście i w tej wiosce są twoi byli przyjaciele. -powiedziała Karin próbując mnie przy okazji objąć.
-Jacy przyjaciele?
- Różowo-włosa dziewczyna, granatowo-włosa dziewczyna i blondynka.... no i jakiś facet z zakrytym okiem, i ten dziwny blondyn.
-Podałaś mi tylko ich kolory włosów, ale domyślam się kto tam jest...
-Sasuke-kun! Nic cie nie łączy z tymi dziewczynami?!
-Z dziewczynami nie.
-To dobrze...
Czemu? Naruto i Hinata są na jednej misji? Czyżby mój sen był prawdziwy? Nie obchodziło mnie to... ale i tak postanowiłem się z nim spotkać. I akurat nadarzyła mi się idealna okazja... bo pod moim oknem wydzierał się zagubiony młotek. Wioska nie była duża... weszli razem, a on się zgubił. Przerwałem moje przemyślenia i wyskoczyłem przez okno. Wylądowałem idealnie naprzeciw niego... Przez pierwsze trzydzieści sekund dochodziło do niego co się stało, a gdy w końcu to do niego dotarło, to cofnął się i wskazał na mnie palcem.
-SASUKE?!
-Yo.
-Co ty tu robisz?!
-Chciałbym spytać cię o to samo.
-Jestem na misji.
-... czemu jesteście w takim składzie?
-Bo to jest babska misja... mają wybrać jakieś ciuchy dla jakiejś ważnej gwiazdy. A potem musimy ją ochraniać. Ej! A czemu w ogóle o to pytasz?!
-Tak sobie...
-Wróć z nami do wioski!
-Nie... mam wrócić, żeby iść do więzienia?
-Pogadam z babcią Tsunade.
-A może ty pójdziesz ze mną.- nie wiem co mnie podkusiło do tego, ale zauważyłem, że chłopak zaczął się nad tym poważnie zastanawiać.
-Sasuke...
-Żartowałem młotku. Nie chce cie.
-Co to ma znaczyć, że mnie nie chcesz?! ....EJ! Nie jestem młotkiem!
-To ja wracam.
-Czekaj. -Czułem jak chłopak objął mnie od tyłu. Jego głowa była na moich plecach.- Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś i rozmawiamy normalnie. Ostatnio chcieliśmy się pozabijać.
-Skąd wiesz, że teraz nie chcę Cię zabić?
-Po prostu wiem. Wiesz co? Takiego lubię cie najbardziej. - moje serce zaczęło bić jak szalone. 
-Czemu?
-Bo gdy Madara... użył na nas tsuki no me, to byłeś... swoim przeciwieństwem?
-Wolę nie pytać jaki byłem.
-Dobrze, że nadal jesteś wredny, oschły, aspołeczny... jak zawsze.
-Ej! Co ty sobie myślisz?
-Takiego cie lubię. - w tym momencie postawiłem wszystko na jedną kartę i postanowiłem mu wyznać uczucia.
-A jak powiem ci, że cie kocham? Prawie zawsze o tobie myślę i ostatnio jeszcze doszły sny, gdzie...nieważne.
-Sasuke... mówisz poważnie?
-Naruto! - usłyszałem za sobą krzyk Sakury i odruchowo się odwróciłem, co było błędem.
-Sasuke-kun?! - wydarły się naraz Ino i Sakura.
-Naruto... pamiętaj. Nie masz prawa być z nikim poza mną. Jeśli to zrobisz- zabiję cie. Rozumiesz? 
Chłopak nie odpowiedział, tylko kiwnął głową. Już miałem odejść, ale złapał mnie  i pocałował. Poczułem jak moje ciało przeszył przyjemny prąd, a wszystkie negatywne emocje zastąpiły te pozytywne. Już dawno się tak nie czułem. Ostatnio przed... śmiercią rodziców. 
-Będę na ciebie czekał.
Prychnąłem tylko i uciekłem. Oglądałem się kilka razy za siebie i blondyn stał tam czerwony. Byłem z siebie strasznie zadowolony, że potrafię go doprowadzić do tego stanu. Już sobie wyobrażam jak musiał mieć ciężko. Pocałował mnie na oczach trzech wariatek... Dobrze, że to widziały, a zwłaszcza ta Hinata. Niech zna swoje miejsce. Naruto jest mój, i nie zamierzam się nim dzielić.

____________________________________________________________________________
Nie chciałam dzisiaj nic pisać, a zwłaszcza nie o Sasuke i Naruto, ale oglądałam Road to Ninja i tak mnie naszło... Boże ile razy ryczałam na tym filmie (minimalnie 5) i do tego jak pokazał się prawdziwy Menma to piszczałam jak głupia... JA TAM WIDZIAŁAM TYLKO DZIECKO NARUTO I SASUKE. XD  
Nie będę tu dokładnie opisywać filmu, bo może ktoś jeszcze nie oglądał, ale gorąco polecam.  : D
Opowiadania nie chce mi się krytykować. Zostawiam to zadanie dla was... teraz mam za dobry humorek. :D

Aha... żeby nie było. NIENAWIDZĘ NARUHINA, a napisałam o nich tylko po to, żeby pokazać, że Hinatka-szmatka (jeśli ktoś lubi Hinatę to sory za to "szmatka" XD)  nie będzie kraść Saskowi Naruciaka. XD   (moje problemy) 
KONIEC mojego głupiego podsumowania. ^^   


środa, 24 kwietnia 2013

Tsuna x Reborn - Katekyo Hitman Reborn

Znalazłam dzisiaj to opowiadanie w moich zapasach za "czarną godzinę". XD  Nie wiem jak wyszło, bo... jak zwykle nie czytałam (a powinnam wiedzieć co nawymyślałam .__.). Jakoś ostatnio nie mam weny do pisania.... Ale jak tylko mi się poprawi to napiszę coś o Squalo i Xanxusie, bo mnie olśniło, że jeszcze o nich nie pisałam... więc brakuje tu takiego sado-maso. >_<

Z góry uprzedzam, że tu będzie dość dziwnie z wiekiem Reborn'a ...Tsuna-23 lata, Reborn-16(chodzi mi o ciało Reborna >_< ) ... Trochę sie nie zgadza, ale nie chciałam, żeby dzieliła ich aż taka różnica.

_______________________________________________________________________________


Włochy.

Właśnie zmierzałem do kuchni, gdy zobaczyłem wychodzące z pokoju Reborna dwie kobiety w przykrótkich spódniczkach i za długich kozakach. Chichotały jak szalone. Przyjmował do siebie... dziwki? Nie mogłem pozwolić mu na takie rzeczy w końcu miał 16 lat! Podszedłem do drzwi i już miałem pukać, ale coś we mnie powiedziało "nie" i wleciałem do jego pokoju bez ostrzeżenia. 
-Reborn! Co to ma zna.... BOŻE UBIERZ SIĘ! - odruchowo odwróciłem się od drzwi.
-Po pierwsze: Co ty tu robisz? Po drugie: Czego się wstydzisz? To ja jestem nagi.
- J-j-ja chciałem c-ci powiedzieć, że m-m-m-masz dopiero szesnaście lat, i nie możesz się zadawać z prostytutkami.
-Nie mam szesnastu lat.
-Twoje ciało ma szesnaście lat!
-W ogóle co cie to obchodzi z kim ja się zadaję?
-Nic. Po prostu uważam, że to nie odpowiednie na twój wiek.
-A może ty chcesz mi pomóc w tych sprawach?
-Nie! - uciekłem jak najszybciej z jego pokoju.
Biegłem korytarzem do swojego pokoju (który był po drugiej stronie domu ... pałacu - co w tym momencie  okazało się zaletą)....Na szczęście na mojej jakże długiej drodze do tego cichego pokoiku nikogo nie spotkałem. To było jedyne gdzie mogłem się czuć w miarę bezpieczny.  Siedziałem tak chwilę na łóżku  w pełni skupiony na , aż nagle rozbrzmiało pukanie do drzwi. W myślach zaklinałem, żeby to nie był Reborn. Udało się. Nie wiem kto to był, ale na pewno nie niewyżyty seksualnie szesnastolatek, bo taki wparowałby do pokoju bez pytania.

Głupie żarciki Reborna odnośnie sexu trzymały się go jeszcze 3 lata.

18 urodziny Reborna.

Szwendałem się tym wielkim bankiecie w poszukiwaniu kogoś znajomego, ale nie mogłem znaleźć nikogo. Znaczy nie... znalazłem Reborna, Gokuderę i Yamamoto, ale oni byli otoczeni przez tłum dziewczyn, które raczej nie ucieszyłaby moja obecność. W sumie to jest nawet zabawne.. ponoć szefowie mafii mają wzięcie, a tu nic. Beznadziejność Tsuny.... level 100. Jak zwykle myślenie o tym mnie dołowało, a więc poszedłem do najlepszej części tej sali - stołu z przekąskami. Nałożyłem na talerzyk wszystkiego po trochu i wpychałem w siebie przez kolejne pół godziny.
-Nie przesadzasz Tsuna? - szepnął mi ktoś do ucha, a ja odruchowo podskoczyłem zrzucając wszystko z talerzyka. Odwróciłem się, żeby zobaczyć kawalarza.
-Re-reborn?! Co ty tu robisz? Przecież byłeś z tymi kobietami.
-No tak. Byłem.  Teraz jestem z tobą. Dame Tsuna.
-Ale czemu?
-Chcesz się przejść?
-Nie. Wolę jeść.
- Dobra. - solenizant wziął do ręki widelczyk, nabił na niego ciasto, a następnie otworzył mi usta i brutalnie wcisnął ciasto. Naturalne było to, że się zakrztusiłem.
-Co ty robisz?!
-Teraz jesz. Idziemy.
Chwycił moją dłoń i pociągnął mnie za sobą. Szedłem za nim potykając się co kilka kroków. Nawet nie patrzałem gdzie idziemy bo skupiłem się na swoich stopach. Po jakiś... 100 krokach wpadłem na plecy Reborna.
-Co jest?
-Jesteśmy.
-Chwila, chwila. Czemu jesteśmy w twojej sypialni? - coś mi świtało, ale odrzucałem tą myśl.
-Chcesz wiedzieć? -przysunął się niebezpiecznie.
-Nie. Wracam. Ty też powinieneś w końcu to twoje przyjęcie.
Już chwytałem za klamkę, ale Reborn je przycisnął drzwi zagradzając mi przy tym drogę ucieczki. Stałem pomiędzy jego rękami, i nie wiedziałem jak uciec. Zaryzykowałem i spróbowałem pod rękami.... skończyło się na tym, że dostałem z pięści w brzuch i podczas zwijania się z bólu zostałem przeniesiony jak księżniczka na łóżko. Oczy miałem całe w łzach, bo jego cios był na prawdę mocny. Nic nie powiedział, tylko spojrzał na mnie i zbliżał swoją twarz. Zamknąłem oczy, i czułem tylko jak jego język ściera moje łzy. To było na prawdę przyjemne. Nawet nie wiem co mnie do tego podkusiło, ale przejechałem opuszkami palców po jego twarzy.
-Tsuna. Sam się o to prosiłeś. Nie narzekaj potem.
Zalała mnie potężna fala strachu. Chyba wiedziałem co chce zrobić, ale za bardzo się bałem, żeby dopuścić do do myśli. Później okazało się, że się nie mylę.

Podsumowując to w urodziny Reborna:
- zrobiłem TO z Rebornem.... czyli niepożądany obiekt znalazł się w mojej tylniej części ciała,
-powtarzaliśmy TO kilka razy,
-stałem się jego zabawką, z którą może robić co chce,
-powiedział mi.... że mnie kocha.

sobota, 20 kwietnia 2013

Gintoki x Hijikata - GINTAMA

-Shinpachi. Powiedz mi, czemu przyjęliśmy to zlecenie?!
-Bo dużo za nie płacą.
-No tak, ale za każdy błąd mogą nas zamknąć.
-Gin-san... możesz kończyć narzekać? To ty powiedziałeś "za pieniądze zrobię wszystko".
-Następnym razem jak opanuje mnie żądza posiadania pieniędzy, to mnie powstrzymaj.
-Próbowałem...
-Jak to? Kiedy?
-Mówiłem, i krzyczałem, że nie nadajemy się do tej roboty..
-Oh, naprawdę?
-Nie udawaj, że mnie wtedy nie słyszałeś!
-W ogóle... gdzie Kagura?
-Przecież wysłałeś ją do sklepu, bo mają dzisiaj jakąś super promocje na mleko truskawkowe... Nie zmieniaj tematu!
-Ah! No tak!
-Ej Yorozuya! - wtrącił się do rozmowy wysoki, czarnowłosy wicedowódca shinsengumi.
-Czego?
-Jedziemy na obchód.
-Eeeeh? A co z Shinpachim. To nie sprawiedliwe, że on tu zostanie.
-On idzie z Sougo.
-Dobra...

I tak zaczęła się nasza "przygoda" jako oficerów Shinsengumi.

-Dobra słuchaj... jedyne co musimy zrobić to pilnować, żeby nikt nie przeszkodził na tej imprezie. Rozumiesz. - powiedział podpalając papierosa czarnowłosy.
-Taaaa.... O cholera! - można powiedzieć, że poczułem się wtedy jakby piorun we mnie trzasnął.
-Co?! Ktoś przeszkadza?!
-T-tak. Ketsuno Ana ma tu być!
-Ogarnij sie, ty zboczeńcu! To nie jest czas dla głupich psychofanów! - darł się na mnie nadmiernie gestykulując rękami.
- Dobrze, dobrze... O której to sie zaczyna?
-O dziewiętnastej.
-Dobra. To ja idę się rozejrzeć.
-C-co? Czekaj!
Do dziewiętnastej czas spędzałem na spacerowaniu pomiędzy krzesełkami przed sceną, na której już za chwilę miała sie pojawić Ketsuno Ana. Na samą myśl o niej robiło mi sie gorąco.

Nadeszła dziewiętnasta. Show się rozpoczęło. Ana jeszcze nie wyszła, a przed sceną zaczęły się rozlegać krzyki. Szybko tam podbiegłem i okazało się, że antyfani postanowili sobie zrobić tam imprezkę. Nie mogłem im darować. Przecież moja przyszła  żona miała wyjść na tą scenę. Teraz byłem Shinsengumi więc mogłem ich z łatwością wypędzić. Ten mundur jednak okazał się przydatny.
-Hej...ładnie to tak drzeć plakaty czyjejś żony?
-Shinsengumi?! Tutaj?!
-Tak.. shinsengumi. Oddawaj plakaty i jazda stąd.
-Nie ma mowy! To Riko-chan mmiała być prowadzącą!
-Heee? Riko-chan? Ta nieudolna dziewucha udająca słodką? Przykro mi, ale jest żałosna!
-Co ?!
-Um... przepraszam, ale słyszałam, że kłócicie się o mnie i o Riko-chan. Prosze wybaczcie mi, że zajęłam jej miejsce. - niespodziewanie do naszej rozmowy wtrąciła się moja idolka.
-K-k-k-k-ketsuno Ana?!
-Tak... oh! Gintoki-san!
-Pamiętasz mnie jeszcze?
-Oczywiście. Gdybyś mi wtedy nie pomógł...
-Yorozuya! Co ty tam robisz?! - wtrącił się w nieodpowiednim momencie mój dzisiejszy "szef"
-Rozmawiam. Mógłbyś się nie wtrącać?!
-A to kto?-wskazał na dziewczynę.
-Jestem Ketsuno Ana. Miło mi.
-Ta... idziemy.
-Co? Ale ja jeszcze nie porozmawiałem.
-Idziemy.
-Mogę ci podać mój numer jeści chcesz.-wtrąciła się Ana. Już miałem zabrać jej numer, ale Hijikata mnie pociągnął  za sobą.
-Co ty robisz?! Puszczaj. - nie posłuchał.
Ciągnął mnie tak, aż w końcu dotarliśmy do auta. Otworzył drzwiczki i wepchnął mnie do niego pomimo moich licznych protestów. Zaraz po zamknięciu mnie sam wsiadł z drugiej strony i ruszył. Jechaliśmy z dwie minuty, a zatrzymaliśmy się na ciemnym parkingu. On się odwrócił, a w jego oczach było widać tylko powagę.
-Lubisz ją?
-Kogo?
-Tą prezenterkę pogody.
-Oczywiście. Kiedyś zostanę jej mężem.
Po tej deklaracji z mojej strony czarnowłosy pocałował mnie. Byłem w szoku, ale nie mogłem powiedzieć, że to było nieprzyjemne.
-Wolisz ją ode mnie?
-Oczywiście co za głupie pytanie.
Nie wiem czemu, ale w tamtym momencie wyglądał na zranionego, a przecież od zawsze mnie nienawidził.... Nie odezwał się więcej, tylko odwiózł mnie do domu. Poszedłem do domu nie oglądając się za siebie.


-Gintoki... kocham cie.-wyszeptał mi słodko do ucha Hijikata.
-Nie mów tego idioto... to krępujące.
-Kocham cie, kocham cie, kocham cie.
-Ile razy chcesz to jeszcze powtórzyć?!
Nie odpowiedział, zamiast tego zaczął się bawić moim ciałem. Swoim językiem przejechał chyba po wszystkich nadmiernie reagujących na dotyk miejscach na moim ciele. Specjalnie gdy do nich dotarł, to robił kółeczka językiem. Zanim skończył mnie lizać byłem już na maksa podniecony. Aż w końcu dotarł do mojej najważniejszej części ciała. Wziął go w usta, i zaczął  go lizać.
-Co ty robisz?!
-Nie podoba ci sie? - spytał zdziwiony.
-To.... nie tak....
-Gin-san, Gin-san!
Otworzyłem oczy.... to był tylko sen. Cholera!
-Idę.
-Gdzie?!
-Jak to gdzie? Do demonicznego wicedowódcy.

Dotarłem do siedziby shinsengumi, i pierwszą osobą na którą wpadłem był on.
-Idziesz ze mną?
-Gdzie niby?
-Idziemy się pieprzyć. Nawet dam ci się przelecieć.
-Czemu?
-Sam chciałbym wiedzieć.
-....dobra. Chodź do mnie.

_____________________________________________________________________________
Przepraszam... ;__;
To może być gorsze niż reszta ( a reszta też nie jest za dobra xD), bo w ogóle nie myślę dzisiaj. Miałam super pomyśł, ale coś jak widać namieszałam. Wszystko przez chorobę (zwalaj winę autorko, a dalego zajdziesz).

Dziękuję osobie, która zawsze czyta te opowiadania i komentuje. Nawet nie wiesz, jak twoje komentarze mnie cieszą! XD  
Reszcie też dziękuję za czytanie :3

Oh... i jeszcze mam pytanie. Nowe tło jest dobre, czy zmienić je na coś ... spokojniejszego? :O

środa, 17 kwietnia 2013

Fran x Belphegor - Katekyo Hitman Reborn

Walentynki- dzień, w którym idioci wyznają sobie miłość... tak na prawdę to święto jest obchodzone tylko po to, żeby wielkie korporacje zarabiały majątki. Nie rozumiem jak można kogoś kochać. Nigdy nie miałem takich uczuć, i wiem, że nie będę ich miał. To święto doprowadza mnie do szału! Wolałbym, żeby ten kraj pokrył się czerwienią nie z powodu serduszek, ale z powodu krwi! Wszędzie krew... Ushishishishihsi. Chyba pora się zabawić.

22.00  - dzień przed walentynkami.
-Bel-senpai... to boli.- powiedział bez emocji zielonowłosy.
-Nie kłam. Normalny człowiek już by nie żył.
-VOOOOOOOOI! Zachowujcie się! Zaraz tu przyjdzie klient!- jak zwykle wbiegł wrzeszcząc Squalo.
-... po co nam klient. Poza tym nie musi przychodzić osobiście... może zadzwonić.
- Jak się będziesz dobrze zachowywał to zlecenie będzie twoje.
-Co będę musiał zrobić?
-Wybić całą yakuze.
-Biorę!

13.00 - walentynki
-Po co tu ze mną przylazłeś?
-Senpai... zrobiłem to z miłości.
-Hee? Nie żartuj sobie. - rzuciłem sztyletami w Fran'a.
-Senpai~~. Nie rób tak. Co zrobisz jak zginę?
-Urządzę ci pogrzeb. 
Po tej nic nie znaczącej rozmowie wkroczyliśmy do kryjówki yakuzy. Wszyscy członkowie tej grupy spojrzeli na nas jak na idiotów, a potem zaczęli się śmiać. To mnie wkurwiło. Rzucałem w tych ludzi sztyletami. Nikt się nie wywinął, a ten idiota Fran tylko stał i się gapił. W sumie to było mi nawet na rękę, bo chciałem odreagować ten cały walentynkowy stres. Krew lała się na prawo i lewo. Tyle krwi.... piękny widok. 
-Bel-senpai... oni już nie żyją.
-EH? I co z tego.
-Tutaj masz jednego. - wskazał palcem na starającego się uciec przez okno gościa.
Podbiegłem do niego, chwyciłem za włosy, i pociągnąłem jego głowę w tył.
-Ushishishi... i co ja mam z tobą zrobić? - przejechałem sztyletem po jego napiętej szyi tworząc piękną rzeczkę krwi. Nie mogłem się powstrzymać Widok tej krwi mnie przyciągał. Oblizałem szyję tego mężczyzny, robiłbym to dalej , gdyby nie powstrzymał mnie Fran. Chwycił mój podbródek i skierował moją twarz na przeciw jego.
-Senpai...
-Czego chcesz?! Możesz mi nie przeszkadzać?!
-Aż tak bardzo kochasz krew?
Nie odpowiedziałem. Już chciałem wyrwać głowę z jego rąk, gdy zrobił coś niespodziewanego. Rozciął sobie szyję. Puścił mnie.
-I co chcesz, żebym zrobił?
-To co jemu.
Przez to jego głupie wyznanie wbiłem za mocno nóż w gardło mojej zabaweczki...
-Żartujesz, co nie?
-Nie. - pierwszy raz widziałem w jego oczach ... stanowczość.
-Nie zrobię tego.
-W takim razie zrobię to za ciebie.
Przejechał palcami po swojej ranie, i krew wytarł o moje usta. Co ja wampirem byłem? Miałem na coś takiego polecieć? Czasami mnie ponosi... to prawda, ale bez przesady.
-... starasz sie mnie uwieść? Nie uda ci sie. Ushishihsishi.
-Senpai... proszę, nie żartuj sobie.
-Wracamy. Wszyscy zabici. Nie ma co tu robić.
-Haiii.

17.00 - pokój Belphegora

Siedziałem na kanapie i rzucałem lotkami w tarczę. Przy okazji myślałem o dzisiejszym dziwnym zachowaniu tego idioty. Co mu odbiło? Na pewno był dziwniejszy niż zazwyczaj... W pewnym momencie moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Odwiedzający nie poczekał na zaproszenie. Po prostu wparował do środka. Okazało się, że moim gościem był nie kto inny jak właśnie powód moich rozmyślań.
-Wchodzę~
-Po co to ogłaszasz, skoro już jesteś w środku?
-Sempai... łap.
Chłopak rzucił we mnie jakimś czarnym pudełkiem z czerwoną wstążką.
-Co to?
-Niezły refleks.
-Oczywiście... w końcu jestem księciem.
-Tak, tak. Wracając do twojego pytania... sam zobacz.
-Ehh... jakoś nie mam  ochoty teraz tego rozpakowywać.
Mimo, że tak powiedziałem to i tak to otworzyłem. W środku było coś, czego nie chciałem widzieć na oczy w ten dzień - czekoladki.
-I jak? Podoba się prezent...
-Ty mały.... czy ja ci wyglądam na jakąś naiwną panienkę, że dajesz mi czekoladki w walentynki?
-Tak.
-Zabiję cie.
Już miałem rzucić w niego sztyletami, ale podszedł do mnie, usiadł na mnie okrakiem i zaczął całować. Przez około pięć minut nie rozumiałem co się działo...  Na szczęście zrozumiałem, gdy chłopak doszedł językiem do mojej szyi. Odepchnąłem go, i upadł na ziemię z wielkim hukiem. Chwyciłem jego dłonie, i umieściłem je nad jego głową. Zbliżyłem twarz, żeby dokładnie zaobserwować jego reakcje.
-Senpaii. Co robisz? Chcesz przejąć inicjatywę?
-Chciałbyś! To ty mi lepiej powiedz co robisz?!
-Daję senpai'ow drugi prezent walentynkowy?
-Myślisz, że chciałbym taki prezent?
-A nie?
Przyłożyłem swoje usta do jego ucha.
-Naprawdę cie zabiję. - wyszeptałem.
-Przepraszam, ale to było za bardzo podniecające.
Zielonowłosy nagle się odwrócił, i znowu mnie pocałował.
-Cholera! Mam juz tego dosyć! Powiedz mi dokładnie o co ci chodzi!
-Kocham cie.
-S-słucham?
-Kocham cie.
-Nie powtarzaj tego.
Puściłem jego ręce, i wyprostowałem się. Analizowałem każde jego dzisiejsze słowo, żeby zrozumieć o co mu chodzi, ale wszystko zagłuszały mi te dwa słowa "Kocham Cie" .
-Możesz ze mnie zejść?
-Co? O-oh! - szybko z niego zszedłem.
-Jaka jest twoja odpowiedź? Chcesz może to dzisiaj zrobić?
-Zrobić co?
-Sex senpai... sex.
Zrobiłem się czerwony. Ja książe czułem, że robię się czerwony... przez tą cholerną żabę. Wkurzyłem się i zmierzałem do wyjścia.
-Nie mam zamiaru nic z tobą robić.
- Nadal będę próbował. Aż mi się uda.
-N-nie żartuj sobie ze mnie!

____________________________________________________________________________
Coś mi się nie udało to opowiadanie... .___.
Trudno. XD

niedziela, 14 kwietnia 2013

Założyłam drugiego bloga. :O

Tak jak w tytule. XD    Na nowym blogu piszę opowiadanie powiązane z Kuroko no Basuke.   A tu nadal będę wrzucała one shoty . :D
You Know That I Love You  <-- oto adres do bloga :3

Sasuke Uchiha x Naruto Uzumaki (SasuNaru) - Naruto

Zbliżaliśmy się do pola bitwy. Czakra, którą czułem była przytłaczająca. Pierwszy raz coś takiego przeżyłem. Było tam tyle ludzi, że nie możliwym było odgadnięcie kto jest kim, ale czułem tą jedną osobę. Coś we mnie uderzyło i oplotło mnie rękami. Już chciałem się bronić, ale przypomniałem sobie, że przecież Karin z nami jest, a więc to musiała być ona. Obejrzałem się, a jej twarz już była obok mnie.
-S-s-s-s-sasuke! Wybacz potknęłam się, a ty mnie złapałeś ! Mój ty wybawco! -ugh... mogłem ją wtedy zabić.
-Hahaha! Jednak ludzie z klanu Uzumaki są świetni!- podsumował pierwszy hokage, a biegnący obok niego czwarty uśmiechnął się i kiwnął głową.
Zacząłem  się rozglądać, bo nie wiedziałem w jakiej formacji biegniemy. Wyglądało to tak: Ja na czele, Karin przylepiona do mnie, obok mnie Juugo, czterech hokage, za nimi Orohimaru, a na szarym końcu Suigetsu. No cóż... tak teraz patrząc na naszą drużynę mogę śmiało stwierdzić, że będziemy nie lada wyzwaniem dla Madary.
-Saaasuuukeeee-kuuuun . -Karin nadal dyszała mi do ucha, szepcząc moje imie. Obrzydliwe.
-Złaź ze mnie. - Zepchnąłem ją, zaczęła biec za mną.
-Och Sasuke... jaki ty niedostępny!
Byliśmy już na miejscu. To była masakra. Wszyscy stanęliśmy jak kołki. Shinobi walczący z wielkim monstrum, a na ich czele ... Naruto. Hashirama położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałem na niego, a on się uśmiechnął.
-Leć do niego. - powiedział Senju.
-Kto powiedział, że chcę do niego biec?
-Oj nie marudź. Jazda. - popchnął mnie.... w jego stronę
Skorzystałem z okazji, i pobiegłem do niego. Akurat oberwał i leżał na ziemi. Stanąłem przed nim, i obejrzałem się do tyłu.
-Co ty robisz młotku? - na te słowa zareagował lepiej niż myślałem.
Blondynowi rozszerzyły się źrenice, otworzył buzię, a jego oczy zaczęły wypełniać się łzami. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Pewnie pomyślał, że dostał za mocno i ma zwidy, bo machał sobie ręką przed oczami, a nawet później się uszczypnął.
-S-sasuke?!To na prawdę ty?! To nie są zwidy?! Chcesz nam pomóc?!
-Tak... to ja. Nie to nie zwidy. Tak chcę.
Zachowanie blondyna po tych słowach mnie zdziwiło. Wstał, i podbiegł do mnie potykając się po drodze. Popatrzył na mnie, otarł łzy rękawem, i przytulił mnie chyba najmocniej jak umiał. Poczułem miłą falę gorąca, przeplatającą się z dreszczami. Już nie pamiętam kiedy czułem takie emocje. Oddałem mu uścisk, co było nie w moim stylu.Widziałem za nami wgapiającą się w nas Hinatę. Pokazałem jej moje spojrzenie pełne wyższości. Speszyła się.Nawet nie wiem czemu sama jej obecność mnie irytowała. Gdzieś z tyłu zaczęła tu biec Sakura i Ino. Stanęły jak wryte, i patrzyły na mnie z łzami w oczach. Prychnąłem na nie i odwróciłem się. Puściłem Naruto... poszedł w moje ślady i zrobił to samo.
-Czyli... mogę liczyć na to, że jeśli wygramy to wrócisz do wioski?
-...a skąd wiesz, że wygramy?
-Jeśli wrócisz, to na pewno wygramy!
-Czyyli nie chcecie wsparcie- wskazałem kciukiem za siebie.
Blondyn zamarł.Znowu do jego oczu zaczęły napływać łzy.
-Co oni... tu robią?
-Przyszli walczyć.
-Staruszek, i ojciec...
-Ojciec? .... Czekaj ...który?!
-Eh?! No.. Czwarty.
-Namikaze to twój ojciec? On jest jakiś poważniejszy od ciebie.
-.... o co ci chodzi?! ja jestem poważny jak trzeba! Kumalski?!
-Tak... bardzo.
-Dobra. Idę walczyć. Dziękuję, że wróciłeś. - przejechał mi ręką po policzku. Znowu napadła mnie fala gorąca.
-Pomogę ci.
Obaj ruszyliśmy do walki. Nie było łatwo. Dopóki nie wyłonili się hokage. Na widok Hashiramy Madara się wystraszył. Zaczęła się wtedy walka na poważnie. Były lider klanu Uchiha skupił się na atakach na Senju, co nam  bardzo ułatwiło atakowanie. Między tą dwójką trwała jakaś rozmowa, ale nikt nie wiedział o co chodzi,  bo skupialiśmy się na walce. Dziesięcioogoniasty atakował nas ze wszystkich stron, a nasze ataki nic nie dawały.
-Mam pomysł!-wrzasnął Naruto.
-Jaki?
-Wejdę do Jubiego, i postaram się aby reszta ogoniastych się przebudziła, bo przecież skoro się połączyli to nie znaczy od razu, że są złe. Napewno są gdzieś w środku!
-Idioto ! Ty wiesz co mówisz?!  A co jak ich tam nie ma?! Co wtedy zrobisz?! Umrzesz?! - wydzierając się tak... nie poznawałem samego siebie. Ja - Sasuke Uchiha, który zabił tylu ludzi przejmował się tym jednym młotkiem? Coś ze mną było nie tak.
-Sasuke... jeśli to nie zadziała to nie wiem jak wygramy. Spokojnie. Zaufaj mi. -Znowu ten uśmiech. Wiedziałem, że to się źle skończy.
Blondyn skacząc po ogonach dostał się do paszczy potwora, i do niej wskoczył. Chciałem pobiec za nim, ale dostałem ogonem, i ... dalej nie pamiętam.


-Sasuke! Obudź się! - ktoś wydzierał  mi się do ucha, i trząsł mną na prawo i lewo. Wokół słyszałem przeraźliwe krzyki. Otworzyłem oczy, a trząsł mną nie kto inny, jak Sakura, a nad nią stała zapłakana Ino.
Szybko wstałem bo przypomniałem sobie gdzie jestem. Rozejrzałem się... nigdzie go nie było.
-Gdzie Naruto?!- dziewczyny odwróciły wzrok. -Gdzie Naruto? - powtórzyłem wolniej, dając nacisk na każde słowo.
-Wskoczył do paszczy bestii... i nie wyszedł. Juz od godziny. Najprawdopodobniej nie żyje.
-Nie pierdol! Spisujesz go na straty! Co ty o nim wiesz?!
-Więcej niż ty. Pojawiasz się znikąd i myślisz, że znasz Naruto? A nie próbowałeś go zabić?!
Zatkało mnie. Ta suka miała rację. Odwróciłem się, i pobiegłem walczyć. Podczas walki myślałem co zrobić z Naruto. Postanowiłem za nim tam wskoczyć.... nie zdążyłem. Coś się działo z Jubim.Nagle przedemną stało siedem bestii. Wszyscy zamarli. Nie obchodziły mnie te bestie, nie  obchodził mnie drący się  wniebogłosy Madara. Obchodził mnie tylko mój młotek. Moje oczy wędrowały między wszystkimi bestiami, aż nagle mój wzrok przykuła blond czupryna. To był on. Podbiegłem do niego.  Zaczął mi machać.
-Sasu..-nie dokończył, bo moje usta wbiły się w jego. Czułem jak drżał. Puściłem go, i  zacząłem obserwować jego reakcje. Nie wiedział co się stało. Tępo się we mnie wgapiał, a po chwili stał się cały czerwony, i odskoczył. -Draniu! Co to miało być?! 
-Sam nie wiem. Zrobiłem to spontanicznie. Jak chcesz mogę to zrobić jeszcze raz.
-Jeszcze czego! Nie żartuj sobie ze mnie.- zakrył sobie usta nadgarstkiem.
Zapomniałem, ze wokół nas nadal panuje walka. Co prawda Madara nie miał już ogoniastych bestii, które teraz tylko czekały aż skończy się jego walka z Hashiramą, żeby go dobić, ale nadal był silny.

Pare miesięcy później.

Wszystko wróciło do normy. Nawet ja zostałem z powrotem przyjęty do Konohy. Muszę przyznać, że jest mi to bardzo na rękę, bo mogę spotykać się z Naruto bez przeszkód, a dopiero teraz uświadomiłem sobie moje uczucia do niego - zakochałem się w nim. To dla tego nie mogłem go zabić...  Dotarłem pod skromne mieszkanie, i zapukałem do drzwi.
-Już idę! -Odezwał się ktoś wewnątrz i otworzył drzwi z wielkim impetem. -O Sasuke! Co ty tutaj robisz?
-Przyszedłem ci coś powiedzieć.
-Hmmm...-blondyn przekrzywił głowę, odsłaniając przy tym swoją szyję. Cholera głupku! Nie odsłaniaj się tak przed kimś kto się w tobie zakochał. -Co chcesz powiedzieć?
-Możemy wejść do środka?
-Jasne.
Weszliśmy, a w domu panował straszny bałagan. Na podłodze leżały ubrania, zwoje, książki, przybory i kubeczki po ramen. Okropieństwo... no ale ten bałagan do niego pasował.
-Tornado tu przeszło?
-Oj... zamknij się. Nie mam czasu na sprzątanie.
-...widać.
-przyszedłeś tu sie ze mnie nabijać, czy mi coś powiedzieć?
-Chciałem coś powiedzieć, ale widząc ten pokój musiałem się nabijać.
Jego pięść zbliżała się do mojej twarzy, ale zdążyłem ją chwycić. Pociągnąłem go, i nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Czułem na swojej skórze jego oddech.
-Kocham cię - wyszeptałem, i pocałowałem mojego nadpobudliwego gamonia.
Odepchnął mnie rękoma, i krzyczał coś  w stylu "Sa-suke co ty wyrabiasz"  ... nie jestem pewien co do mnie krzyczał, bo ogarnęło mnie zbyt duże pragnienie, żeby go przelecieć.Oh. Super . Ja Sasuke Uchiha, który miałem odbudować swój klan okazałem się gejem... fajnie. Trudno się mówi, wolę być z Naruto niż odbudować klan. Wbiłem się w niego ustami, i prowadziłem wyrywającego się chłopaka na łóżko. Niestety coś nie wyszło przez jego zajebisty porządek w domu, i wylądowaliśmy na podłodze. Wrzasnął z bólu. Wiedziałem, że na tej podłodze może być niebezpiecznie. Uprawianie na niej sexu to byłoby jak wejście na pole minowe. Wstałem. Wziąłem go na ręce, i przeniosłem na łóżko. Patrzał na mnie lekko przymrużonymi powiekami. Był cały czerwony, i strasznie ciężko oddychał.
-Sasuke... co ty chcesz mi zrobić? I czemu to powiedziałeś?
-Powinieneś się domyśleć .
-Ale... jak ty możesz być we mnie zakochany... przecież nie chciałeś wtedy wracać do wioski...ze mną.
-Wtedy jeszcze nie rozumiałem swoich uczuć.
-No dobrze, ale ... jesteś pewien, że nie kłamiesz, że jesteś w 100% świadomy swoich uczuć? - zaczęły mu napływać łzy do oczu.
-Tak. Kocham cię. Ile jeszcze razy mam to powtarzać młotku?
-Nie... mów na mie "młotek" - udał, że się oburzył.- Ja też cie kocham- wyszeptał.
-Przykro mi Naruto, ale nie ma już odwrotu. Dzisiaj stracisz dziewictwo.
-Cz-czekaj Sasuke! ... To bedzie bolało?!
-Nie.


To była najlepsza noc mojego życia. Pierwszy raz to zrobiłem, do tego z Naruto. Pierdolić klan Uchiha. Teraz jestem pewny, że z tym głąbem chcę spędzić całe życie. Jesteśmy już ze sobą  3 lata, i kochamy się jakby to był początek. To on wyrwał mnie z mojego obłędu, to on za mną zawsze podążał. Nie zwracał uwagi na to ilu ludzi zabiłem. Dla niego zawsze byłem tym samym Sasuke. Gdyby nie on teraz byłbym w więzieniu, ale od razu jak został hokage, to uniewinnił mnie ze wszystkiego, mówiąc, że jeśli ja mam iść do więzienia, to on też. Kocham go tego młotka.

____________________________________________________________________________
LOL. Czuje, że nawymyślałam tu takie głupoty, że HOHO. XD
No, ale spoko, i tak prawie nikt (albo nikt :O )  tego nie czyta, więc raczej nie będzie komentarzy typu "Weź idiotko... Naruto bedzie z Hinatą" , albooo" Jesteś głupia. Nie pisz już więcej. Pozdrawiam Anonim"   Teraz piszę 2 opowiadania o Kuroko no Basuke  Heheszky. :D

czwartek, 11 kwietnia 2013

Natsu x Lucy - Fairy Tail ( NaLu )

-Lucyyy! - krzyczał histerycznie różowo włosy, na widok jego konającej przyjaciółki
Podbiegł do niej, i wziął w objęcia. Jego oczy napełniały się łzami. Dziewczyna resztkami sił otworzyła oczy, i przejechała ręką po jego twarzy zostawiając krwawy ślad. Starała się coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć głosu. Chłopak jednak zrozumiał, że chciała powiedzieć "Kocham Cię".
-Ja ciebie też kocham, więc nie umieraj!- wykrzyczał przytulając ją coraz mocniej-nie możesz... zaraz będzie tu Wendy, więc wytrzymaj... błagam...

24 godziny wcześniej.  Gildia.

Do gildii właśnie weszła dobrze wszystkim znana blondynka hojnie obdarzona przez naturę. Od razu podleciał do niej niebieski, skrzydlaty kotek.
-Lucy! Dobrze, że jesteś! Natsu wybrał zlecenie.
-Serio? W końcu opłacę czynsz! - odpowiedziała wyraźnie ciesząc się z nowinki.
-A ja zjem rybkę.
-Hehe. To chodźmy do niego.
-Aye sir!
Dwójka poszła prosto w stronę salamandra kłócącego się przy barze z mistrzem. Lucy zainteresowała się o co ta dwójka może się kłócić. Domyślała się, że Natsu znowu zniszczył coś ważnego. Już prawie słyszała rozmowę, ale skończyli i obrócili się szybko w jej stronę.
-Cześć Lucy! Znalazłem super zlecenie!
-Już jej mówiłem.- wtrącił się kotek.
-Oh... to co idziemy jeszcze dzisiaj?
-Dobra, ale co to za zadanie?
-A tego jej nie powiedziałeś Happy? Trudno... Musimy tylko pomóc w walce pewnej gildii.
-W-walce? Wiesz, że nie jestem jakaś szczególnie silna.
-Spokojnie. Idzie z nami Erza, Wendy i... Grey.
-...skoro idzie Erza to nie mamy się czego bać.
 -No. To ustalone. O 20. na stacji.
-Okej, To ja idę się spakować.

20.00 Peron.
Dziewczyna już czekała na swoich znajomych. Pierwsza zjawiła się Wendy i Charla, zaraz po niej Erza. Potem Grey, a na sam koniec po 5 minutach spóźnienia Natsu i Happy.
-Sorry za spóźnienie, ale mistrz mnie zatrzymał.-powiedział zdyszany chłopak
-Natsu musiał pogadać o swojej dziewczyynie.- wtrącił się kotek zakrywając przy tym pyszczek.
-Zamknij sie Happy.
-Dziewczynie?! - wszyscy krzyknęli zdziwieni.
-Czyżby .... Lisanna? - spytała Scarlet.
-Nie. Nie ważne kto to.
Wszyscy wyglądali na pozytywnie zszokowanych, oprócz jednej osoby. Blondynka wydawała sie być zawiedziona.

Przez całą podróż Lucy się nie odzywała, tylko czytała. Na zadawane jej pytania odpowiadała tylko "tak" lub "nie". To nie było w jej stylu, bo z natury dziewczyna była bardzo energiczna i gadatliwa. Chłopacy oczywiście się kłócili, a Erza im groziła. Wendy natomiast nie wiedziała co ma zrobić, i nerwowo rozmawiała z Charlą i Happym.

2 w nocy.
Nasi bohaterowie dotarli do gildii, której mieli pomóc  przywitano ich w najlepszy możliwy sposób. Dano im wielkie pokoje, i zaproszono na ucztę. Podczas uczty panowała bardzo rodzinna atmosfera, wszyscy się śmiali, i żartowali. Niestety widać było, że  to wymuszone. Już za chwilę miała rozpocząć się bitwa. Przez całą noc musieli czuwać, to przy jedzeniu, to przy pokoju gier, który był całkiem nieźle wyposażony...bo w każdej chwili mógł nastąpić atak.

8 rano.
Ziemia się zatrzęsła. Było słychać grzmoty, i krzyki. Wszyscy magowie pchali się do wyjścia, żeby dotrzeć na pole walki. Lucy została wypchnięta w pierwszej dziesiątce. Przed jej oczami ukazał się przerażający widok. Wroga gildia miała więcej niż tysiąc członków. Dziewczynę zaczęły nachodzić wątpliwości, ale postanowiła zastosować się do komendy "ATAKUJCIE". Od razu przywołała Taurusa. Po skomplementowaniu jej wyglądó, i jej jak to on określił "pięknych cycuszków" zaczął walczyć. Nie szło im tak źle, a gdy na polu bitwy pojawili się Natsu, Grey, Erza i Wendy, to było już tylko lepiej. Męska część ich drużyny plus Erza nie mieli problemu w wrogami. Wendy biegała po polu bitwy i leczyła rannych, od czasu do czasu walcząc. Lucy też sobie nieźle radziła. Dopóki nie zjawił się lider wrogiej gildii. Niebezpiecznie szybko się do niej zbliżał, eliminując przy okazji wszystkich strzałami wylatującymi z jego rąk. Dziewczyna się potwornie bała. Przed nią stanął jej gwiezdny duch, ale został on z łatwością odepchnięty jedną ręką. Blondynka zaczęła desperacko szukać kolejnego klucza, ale nie udało się jej. Została chwycona za szyję i podniesiona do góry.
-Wybacz...nienawidzę magów gwiezdnych duchów, więc z tobą będę naprawdę okrutny.
-Puszczaj.
 Nie odpowiedział.W jego ręce pojawiła się strzała. przystawił ją do jej twarzy, ale chyba się rozmyślił, i opuścił rękę. Uśmiechnął się i zbliżył swoją twarz do jej.
 -Wiesz co... w sumie to jesteś niezła. Nikt nam raczej nie przeszkodzi, więc mogę się z tobą trochę zabawić.
Zamarła ze strachu. Już chciała krzyczeć, ale on ją brutalnie pocałował. Z jej oczu zaczęły spływać łzy, widząc to mężczyzna wsunął swój język do jej ust. Gdzieś za nimi rozległ się krzyk.
-PUŚĆ LUCY TY DRANIU! -Natsu już biegł w ich stronę.
Wykorzystując okazję dziewczyna ugryzła jego język. Mag odsunął swoją twarz. Wyglądał na wściekłego, co wyjaśniało jego późniejsze zachowanie. Wziął wielki zamach, i wbił strzałę w jej brzuch. Dziewczyna kaszlnęła krwią. Jej oczy wypełniły się łzami...było widać w nich strach. Facet tylko się złowieszczo uśmiechnął, ale chwile potem zaczął płonąć. To salamander go dopadł. Zostawił palącego się człowieka i złapał dziewczynę w ramiona.

-Lucyyy! - krzyczał histerycznie różowo włosy, na widok jego konającej przyjaciółki
Podbiegł do niej, i wziął w objęcia. Jego oczy napełniały się łzami. Dziewczyna resztkami sił otworzyła oczy, i przejechała ręką po jego twarzy zostawiając krwawy ślad. Starała się coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć głosu. Chłopak jednak zrozumiał, że chciała powiedzieć "Kocham Cię".
-Ja ciebie też kocham, więc nie umieraj!- wykrzyczał przytulając ją coraz mocniej-nie możesz... zaraz będzie tu Wendy, więc wytrzymaj... błagam...  WENDY GDZIE JESTEŚ?! CHOLERA SZYBKO!
 Dziewczynka po 2 minutach dobiegła do rozpaczającego chłopaka.
-L-Lucy-san... Natsu-san proszę cię odsuń się.
-Uratujesz ją? Prawda Wendy?!
-Proszę daj mi się skupić.
Przez godzinę mała dziewczynka starała się uratować maga gwiezdnych duchów. W tym czasie wokół nich zdążyła zgromadzić się cała drużyna Fairy Tail. Wszyscy w napięciu czekali na wyniki zmagań niebiesko włosej. Bitwa zdążyła się już skończyć. Wendy skończyła.
-Już Wendy?! Teraz będzie okej?! - Natsu krzycząc cały się trząsł. Łzy nadal spływały z jego oczu.
-Powinno być już dobrze.
-To czemu ona jest nieprzytomna?
-Natsu... uspokój się. - Erza przytuliła roztrzęsionego chłopaka.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ.

Blondynka nadal leżała nieprzytomna w łóżku, a przy niej siedział różowo włosy chłopak. Dziewczyna zaczęła się budzić.
-Na... tsu? Gdzie ja jestem?
Salamander cały się rozpromienił. Zamiast odpowiadać dziewczynie to ją przytulił i pocałował.
-Boże.. tak cie kocham.
-Natsu. Co ty mówisz? A co z Lisanną?
-Głupia. To ciebie kocham nie ją. Ona jest dla mnie jak siostra.
Dziewczyna się popłakała.
-Ja ciebie też kocham.
-Wiem.
Zaczęli się śmiać, i przypieczętowali swoje wyznania namiętnym pocałunkiem.


_______________________________________________________________________________
Hahah.... nie czytałam jescze tych moich wypocin, wiec jak sa jakies bledy, albo coś, to przepraszam. W ogóle przepraszam, że to dodałam. XD
Wiem.. kiepskie, ale nie hejtujcie :O